NA KONIEC ROKU SZKOLNEGO (Z PATOSEM)

Dodał: / poniedziałek, 01 lipca 2013 / Kategorie: Blog, Lektury, wychowanie

Kto był w szkole 28 czerwca ma jeszcze przed oczyma rozmaite gesty wdzięczności, powtarzane rok w rok. Te wyuczone, wyrażone w drętwej mowie wierszyków. Te śmieszno-straszne, odwrotnie proporcjonalne do wielkości bukietu. Wreszcie i te, których nie zdołali po swojemu zaprogramować wychowawcy i rodzice:  mocne i proste, jak uścisk ręki i porozumiewawcze spojrzenie albo jak  laurka. Chciałbym do tej lawiny dodać jeszcze jedno podziękowanie. Dla pewnej zapomnianej…

Pomiędzy utworami Adama Zagajewskiego jest jeden, nie o szkole zgoła, a nazywa się „Pisanie wierszy”. To niezwykły zbiór poruszających obrazów – każdy pokazuje pełne napięcia zmaganie z Rzeczywistością, z którego wychodzisz jak Jakub ze spotkania z Aniołem: z błogosławieństwem i okulawiony.

Niekiedy, tak jak teraz z końcem roku szkolnego, mam wrażenie, że ten wiersz mógłby też nosić tytuł „Uczenie w szkole”. Gdy pustoszeje klasa, zwłaszcza ostatniego rocznika,  można przecież o tej robocie powiedzieć:  jest żalem, że wszystko odchodzi, nadzieją, że nic nie ginie. Można też, gdy słuchasz uczniowskiej opowieści, rzec o niej: jest szyfrowaną depeszą. Można, z wdzięcznością za podtrzymywanie świata w istnieniu, nazwać ją wiernością wobec starych, milczących mistrzów. Albo też dać się przejąć zgrozie, bo kto zaprzeczy, że można właśnie tę robotę złączyć z płaczem dziecka, które zgubiło najdroższy skarb. Bywa ona rozdaniem całego majątku. Bywa tylko dykcją i ironią.

Uczenie w szkole nie jest gorsze, niż pisanie wierszy – jest mu podobne.

U Zagajewskiego tworzenie poezji nazwano też dużą przerwą w szkole, której uczniów już nie ma. A zatem ta analogia między pisaniem wierszy a uczeniem w szkole narzuca się także poecie, działa w obie strony. Zabieramy ze szkoły niejedno coś,  co trwa, choć już nie mocą nadającego mu sens kontekstu, ale przez nawyk, emocję, pamięć ciała.

Szkoła jest więc dla nauczyciela (albo ostrożniej: może być) szkołą kilku ważnych cnót, które zostają, cokolwiek się dzieje. Wpierw uważności, zaraz potem wytrwałości w czekaniu, nierzadko odwagi.  Wszystkie te cnoty wyrabia się w szkolnej kuźni, jeśli tylko zechcemy podjąć trud samowychowania. To moja idee fixe – wychowywać dzieci to wychowywać siebie na ich oczach.  Jestem o tym głęboko przekonany. Pisze przecież i Zagajewski, że uczenie w szkole (pisanie wierszy) jest pokonaniem jednej słabości i początkiem nowej.

O edukacji pisze się sporo. A to o systemie, a to o reformach, a to o tym, czemu ma służyć i jak ma sprostać nieznanej przyszłości. Natomiast o szkole, po prostu o szkole, mówi się rzadko. Tak mi się zdaje, że my nauczyciele oddaliśmy ten temat w pacht np. filmowcom, którzy snują swe melancholijne opowieści o zaprzeszłej młodości… Powodów dla tego milczenia pewnie znalazłoby się kilka. Choćby ten, że bardzo podejrzliwie traktujemy przypominanie nam, że pedagog to zawód powołaniowy, a mówić o Szkole to jednak mówić o powołaniu właśnie.

Dlatego teraz, na koniec roku, chciałbym – jako nauczyciel – podziękować zapomnianej Szkole, która koniec końców jest przecież (tu znów Zagajewski) wyznaniem wiary.

 

TOP