PRZEPOWIEDNIA O UCZNIU, KTÓRY NIE CHCE CHCIEĆ

Dodał: / czwartek, 26 września 2013 / Kategorie: Blog, Ewaluacja, wychowanie

Wszystkich należy wzywać na radę,

gdyż Pan często właśnie komuś młodszemu objawia to,

co jest lepsze.

(Reguła św. Benedykta z Nursji, VI w.)

 

Zła wiadomość jest taka: samorząd szkolny to nieustannie tracona szansa. Dobra wiadomość brzmi zaś tak: ta szansa, choć tracona, nie ginie i zawsze pozostaje do wykorzystania. Nie ginie, bo źródłem tej szansy jest naturalne dążenie dzieci i młodzieży do wywierania wpływu na rzeczywistość, która ich otacza. Od wychowawców w znacznej mierze zależy, w jaki sposób potrzeba ta zostanie zaspokojona. Ryzyko związane z powierzaniem uczniom odpowiedzialności za szkołę i uczenie się nie jest większe, niż ryzyko związane z zaspokajaniem potrzeby wpływu w sposób destruktywny dla społeczności. Mimo to – my, nauczyciele – wolimy często raczej reagować na opór, niż dzielić się władzą i korzystać z wielu rąk do pracy. Parafrazując Aleksandra Wielopolskiego należałoby rzec: „Dla naszych uczniów możemy zrobić wszystko, z nimi nic.” Jeżeli na kapitał społeczny składają się  „takie cechy organizacji społeczeństwa, jak zaufanie, normy i powiązania”[1], to możemy powiedzieć, że często zamiast trudu powierzania i dzielenia zadań, kształtowania klarownych reguł i szukania sojuszników, rada pedagogiczna wybiera samotną szarżę. Koszty współdziałania wydają się nam często wyższe niż koszty samotnych zmagań; ryzyko uczestniczenia w sytuacjach, w których uczestników nie kontrolujemy w pełni, wydaje się nam poważniejsze niż ryzyko zmarnowania możliwości kryjących się w środowisku.

Powyższa uwaga może wydać się części Czytelników źle adresowana. Samorządność uczniów? Cóż możemy zrobić skoro oni sami aktywności nie podejmują? Kto może sądzić szkołę z powodu braku aktywności tych, którym „nie chce się chcieć”?

W odpowiedzi poddałbym pod rozwagę rzecz następującą: propozycja aktywności skierowana do uczniów trafia w próżnię zapewne równie często dlatego, że brak im motywacji (nie wiedzą, jak brzmi odpowiedź na pytanie „dlaczego mamy coś robić?”), jak dlatego, że brak im szczegółowej wiedzy o możliwościach (nie wiedzą, jak brzmi odpowiedź na pytanie „co i jak możemy zrobić?”). Ile razy opiekunowie samorządu szkolnego słyszą pretensję: „a dlaczego nauczyciele się tym nie zajmują?”, a ile razy pytanie „ale co my mielibyśmy robić w tym samorządzie?”. Częściej to drugie, prawda? I prawdziwa bezradność nas opiekunów ujawnia się dopiero przy drugim z tych pytań.  Często zachodzi zatem fatalne w skutkach sprzężenie zwrotne. Osoby pracujące w danej placówce ubolewają nad brakiem gotowości do jakiegokolwiek współdziałania i w desperacji zagospodarowują pole, na którym wcześniej oczekiwali aktywności innych. Uczniowie przyjmują wyznaczoną im w ten sposób rolę i uznają swoją pozycję „klienta” raczej, niż „współtwórcy” miejsca; stają się bierni.

Kto z nauczycieli ubolewa, że jego uczniowie nie są aktywni, wypowiada najczęściej samospełniającą się przepowiednię. Lepiej więc ugryźć się w język, gdy kusi nas taka łatwa konstatacja.



[1] R. Putnam, Demokracja w działaniu: tradycje obywatelskie we współczesnych Włoszech, Kraków 1995, s. 258.

 

Tekst tego wpisu jest fragmentem większej całosci nt. ewaluacji samorządności uczniowskiej, który przygotowałem dla Koalicji na rzecz samorządów uczniowskich.

 

TOP