Wykształcenie jest tym, co przetrwa, kiedy już zapomnimy to, czego się nauczyliśmy. (B.F.Skinner)

EWD i NWD

niedziela, 23 czerwca 2013 Dodał:

Nie spotkałem jeszcze nauczyciela, który nie przeklinałby rankingów. Nie spotkałem się jednak także z jakąkolwiek akcją ze strony nauczycieli, która pokazałaby nonsens tego rodzaju przedsięwzięć. Nie dość, że cierpliwie znosimy biznesowe inicjatywy rozmaitych „Perspektyw”, to jeszcze tańczymy, jak nam zagrają! A przecież wiemy dobrze, że ranking pokazuje najpewniej tylko to, kto był w tymże rankingu wysoko w poprzednich latach – to samospełniająca sie przepowiednia. Żenujący spektakl.

Liceum, w której pracowałem naście lat temu było na czubku rankingu w Warszawie. W pierwszej klasie miałem – trudno uwierzyć – tylko finalistów i laureatów rozmaitych konkursów. Na końcu mojej pracy z nimi miałem 5 licealnych olimpijczyków. A szkoła kolejny rok była na szczycie. Czy była w tym jakakolwiek moja zasługa?

Jakość pracy sprawdza się, gdy trójkowicza czynimy czwórkowiczem, a nie wówczas, gdy uda nam się nie zaszkodzić olimpijczykowi 🙂 To truizm. Jakiś upiorny marketingowy fatalizm tłumaczy, dlaczego rozumiejąc tę prostą prawdę, sięgamy z uporem maniaka po wyniki rankingów. A tylko lenistwo chyba  wyjaśnia, czemu nie walczymy o dusze rodziców zatrutych miazmatami rankingowego szołbiznesu.

Dlatego od początku kibicuję badaniom Edukacyjnej Wartości Dodanej (więcej tutaj). Te badania, oparte na szczegółowym zestawianiu danych egzaminacyjnych, pokazują, w jaki sposób „przybywa” wiedzy i umiejętności dzieciom podczas pobytu w szkole. Czy coś dodaliśmy naszym olimpijczykom, czy tylko grzejemy się w słońcu ich sukcesu? Czy wsparliśmy dzieci z kłopotami, czy poprzestajemy na konstatacji, że „tu już od nas nic nie zależy”? Czy aby nie jesteśmy – mówiąc językiem układów wspołrzędnych używanych w EWD – „szkołą straconych szans”?

BUDOWANIE NA SUKCESIE

niedziela, 02 czerwca 2013 Dodał:

W trakcie warsztatów dla dyrektorów analizowaliśmy przypadek pewnej szkoły, w której uczniowie wysoko oceniali zajęcia pozalekcyjne, a zwykłe lekcje raczej ich nużyły. Analizowaliśmy tę sytuację metodą „przyczyna przyczyn”: jedna grupa próbowała wyjaśnić, dlaczego to, co nieobowiązkowe tak dobrze się udaje, druga grupa badała przyczyny niepowodzenia zwykłych zajęć. To, co nas uderzyło w tym doświadczeniu, to fakt, że badając w istocie awers i rewers jednego zjawiska do ciekawszych wniosków doszliśmy przyglądając się temu, co jest sukcesem.

Zwolenników metody Appreciate Inquiry nie zdziwiłoby to wcale. Nazwy chyba dotąd nikt w Polsce nie tłumaczył, bo i metoda jest niemal nieznana. Możemy – oddając ducha – powiedzieć Budowanie na sukcesie albo też – wierni literze rzecz nazwać Doceniającym dociekaniem. Tak czy siak rzecz w sposobie, a nie w nazwie.

TOP